poniedziałek, 24 lipca 2017

#39

Dziś dowiedziałam się, że nie można kisić ogórków w okresie. Miałyśmy z mamą porobić milijon słoików, ale kiedy dowiedziała się że mam TE DNI, kategorycznie kazała mi wypuścić z rąk koper, chrzan, czosnek i ogórka. Ale przed całym zajściem popełniłyśmy takie oto zdjęcie:

Na którym wyglądam niczym ogórkowa królowa. Niedoczekanie!

Nie mając w tej sytuacji co ze sobą zrobić (planowałam kisić ogórki pół dnia), postanowiłam sobie znaleźć jakże konstruktywne zajęcie, jakim jest porządkowanie własnego pokoju. Miesiąc temu zrobiłam generalne porządki, wyrzucając bardzo dużo kilogramów ubrań, notatek, bezsensownie trzymanych dziwnych pamiątek. Swoją drogą ciekawe ile to było kilogramów. Ale przez to nie spodziewałam się, jak dużo jeszcze wyrzucę dziś, po zaledwie miesiącu. I jaka była moja ulga i jak dobre było moje samopoczucie! Jeszcze pół roku, a w moim pokoju zostanie materac na podłodze i regał z książkami. Książki trzeba jednak szanować i dbać o nie. 


Dobrze mi tu w Zbąszynku, spokojnie i sielankowo. A mimo to zawsze jest coś do zrobienia, co sprawia że nie czuję się jak taki totalny niepracującywwakacjenierób. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jest ciekawiej niż w mieście. Bo ile można chodzić po betonowych ulicach, odwiedzać kino, biblioteki, kawiarnie puby bary chodzić na eventy i pić dużo alkoholu. A tutaj to tak: musisz się zająć dziadkiem, ugotować obiad dla całej rodziny, wstać czasem rano na grzyby a potem porobić je do słoiczków, zakisić ogórki, upiec ciasto bo mama narzeka że nie ma nic słodkiego do kawy, zrobić porządek w swoim pokoju siedem lat po wyprowadzce, odwiedzić starych znajomych, posiedzieć trochę nad jeziorem, popływać żaglówką i połowić ryby, zająć się siostrzenicą, uporządkować stare klisze i zdjęcia, pomalować stare meble na biało bo są takie ciemne i przytłaczające, oglądać w nocy Twin Peaks na HBO, jeździć na rowerze i iść z psem na spacer do lasu, a jak czasem ucieknie to wszcząć poszukiwania. Kiedy czytam to co właśnie napisałam łapię się za głowę i myślę, że jest to opis spokojnego, bezproblemowego, nudnego(???) życia na wsi, czy w małym mieście (Zbąszynek ma prawa miejskie). Ale ja tego właśnie teraz potrzebuję, trochę odpoczynku od zgiełku i od rutyny. Bo mam wrażenie, że w wielkim mieście żyję bardziej rutynowo niż tutaj. I jestem bardzo szczęśliwa i cieszę się, że mogę sobie na to pozwolić: żyć innym życiem latem niż to, które mam na co dzień w pracy i na studiach.

A, i dziś robiąc te porządki odnalazłam moją najstarszą maskotkę świata, którą wszędzie ze sobą zabierałam i która dodawała mi odwagi, czy to pierwszy dzień w przedszkolu, czy to u dentysty. No i jest to mała owieczka:)) NIE MA PRZYPADKÓW, O SKANDYNAWSKA PÓŁNOCY NADCHODZĘ.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz