sobota, 10 lutego 2018

#86

W końcu jestem Tu.


Mam ostatnio nieodparte wrażenie, że nasze społeczeństwo onanizuje się śmiercią osób publicznych. I nie tylko. Tak jak niedawno było w przypadku Mackiewicza, tak jak dzisiaj jest w przypadku Jóhanna Jóhannssona. Czytamy, udostępniamy, odpalamy artykuły o owej osobie, twórczość, muzykę w przypadku Jóhanna. Apdejtujemy info, komentujemy przekrzykując się, kto znał bardziej i lepiej i dłużej. Pokazujemy jak bardzo byliśmy z nimi związani i jak jest nam przykro. Ja też się na tym łapię..
Nie żebym stawiała się w tej samej linii, ale muszę chyba gdzieś zapisać moje wszystkie hasła do fejsów/instagramów/blogów, albo komuś je po prostu dać. Żeby jeśli coś mi się stanie, to żeby nikt nie ważył mi się postawić pieprzonego kwadratowego nawiasu z gwiazdką w środku i czym prędzej usunął wszystko, co ze mną związane. Kochamy wzruszać się, wspominać, wyobrażać sobie, jaki ten człowiek był, zastanawiać się nad ostatnimi jego słowami i myślami. A tydzień później wszystko wraca do normy. Albo umiera ktoś następny.