niedziela, 19 listopada 2017

#71

Bardzo lubię się czuć tak jak obecnie, czuć że wszystko mnie inspiruje i doświadczam pięknych rzeczy, dobrych i wybitnych. Czuć się tak lekko i wypełniona szczęściem z wypełnionym czasem i kiedy wszystko idzie po mojej myśli. W końcu nasza kruchość jest naszą siłą.







czwartek, 9 listopada 2017

#70 MMŻ CZ.I - sprostowanie

W tym miejscu chciałabym bardzo przeprosić poniższe utwory za mojego przedwczesnego Alzheimera i pominięcie ich w rankingu MMŻ. Doprawdy nie mam pojęcia jak to się stało, musiałam doznać zaćmienia albo czegoś w ten deseń. Bo takiej muzyki się nie pomija. dlatego nie będzie to kontynuacja #20-29, lecz #1.2-9.2

No to proszę bardzo oto oni - wielcy zapomnieni. Tutaj też będzie wyjątek i przytoczę 2 piosenki jednego artysty.

#1.2 moshimoss - Gruttuviti

Tutaj już mi brakuje słów i tego po prostu trzeba słuchać, najlepiej przy przygaszonym świetle albo gdzieś na dworze wieczorem albo przed zaśnięciem albo bardzo rano. Albo jak ktoś sobie wymyśli, byle to celebrować.


#2.2 moshimoss - 1552

I tutaj rozpoczyna się dramat. Ponieważ utwór pochodzi z albumu 'Endless Endings', który został praktycznie zwinięty z internetu. Jest kilka utworów na youtubie, ale jest ich naprawdę niewiele. Zniknął ze spotifaja, z deezera, nie ma go nawet na stronie Kosuke Anamizu (to on kryję się pod słowem 'moshimoss'. I jest jedyny japoński sklep internetowy, który posiada te płyty jeszcze w sprzedaży. Spieszcie się więc. No i niestety nie mogę się podzielić tym utworem. Ponieważ nigdzie go nie znalazłam.

#3.2 Bing&Ruth - Postcard from Brilliant Orange


(proszę nie patrzcie na video)
Jakbym miała w środku brzmieć, to myślę sobie, że właśnie brzmiałabym tak.

#4.2 Lisa Gerrard - Now You Are Free


Powiedzcie, że widzieliście Gladiatora i że nie rozkleiliście się w ostatniej scenie i kiedy zaczyna śpiewać Lisa. Powiedzcie, ale nikt wam nie uwierzy.

#5.2 Jónsi&Alex, czyli Riceboy Sleeps - Happiness





To mnie wzrusza jak cholera.

#6.2 Tambour - Sleepers





#7.2 Balmorhea - Truth


Tak zwany klasyk. Teoretycznie cała ta lista się składa z klasyków, ale to jak klasyk nad klasykami.

#8.2 Youth Lagoon - Montana


Jeżu tutaj mam tak silne beztroskie, infantylne wspomnienia że aż nie wierzę w to że to było tak niedawno!

#9.2 Seabear - Cold Summer


Mój pierwszy islandzki koncert.

#10.2 Ólafur Arnalds.
CAŁY. Nie jestem w stanie wybrać jednej, jedynej piosenki. Pozostawię tu jedynie całą najnowszą płytę.



niedziela, 5 listopada 2017

#68 MUZYKA MOJEGO ŻYCIA CZ.II

Moja Audycja Numer Dwa
Tym razem kolejność jest przypadkowa

#11 Adam Strug i Kwadrofonik - Wieczność



#12 Chris Garneau - Not Nice


#13 Soap&Skin -  Mr. Gaunt Pt 1000



#14 Broken Twin - Glimpse of A Time




#15 Son Lux - No Fate Awaits Me


#16 Soko - Treat Your Women Right


#17 Spirits of The Red City - Mine


#18 Dark Dark Dark - Bright Bright Bright


#19 Mt Wolf - Hypolight


#20 Perfume Genius - Floating Split


środa, 1 listopada 2017

#67 MUZYKA MOJEGO ŻYCIA CZ.I

Dziś taki jest dzień, który chcąc nie chcąc skłania do wspominków, refleksji i sprzyja trochę uspokojeniu głowy.

Lubię Wszystkich Świętych, jest dla mnie przyjemnym świętem. Może dlatego, że nie straciłam nigdy nikogo bardzo bardzo bliskiego, a może dlatego, że czasem takie skubanie przeszłości i przypominanie różnych  (czasem dobrych czasem złych) rzeczy sprawia mi w pewnym sensie przyjemność, nie wiem. Może dlatego że nie wiąże się z żadnymi przygotowaniami, może dlatego że wszyscy są tacy spokojni i aura jest taka mglisto-gęsto-smutno-powolna. Nie wiem, ale naprawdę lubię. Tylko w tym roku jest inaczej, chciałabym żeby wszystko już się skończyło bo dziś wszystko mnie przytłacza. A w szczególności moje studia i licencjat który muszę pisać i na samą myśl o wykonywaniu czynności z nim związanych chce mi się ryczeć albo schować pod łóżko i udawać że nie istnieję.

W związku z tym postanowiłam zająć się czymś innym, czymś co chodzi mi po głowie od kilku dni.
A jest to


LISTA UTWORÓW PONADCZASOWYCH MOJEGO ŻYCIA

Wydawać by się mogło, że skoro ponadczasowe to że ciągle obecne i nie będzie problemu z stworzeniem takiego zestawienia. A jednak. Mam kilka pewników, mam kilka takich bujających pomiędzy i mam kilka wyjątków, które nie sądziłam, że tu wylądują. Co w większości łączy te utwory to to, że w większości znam je dłużej niż 5 lat i to, że są to utwory, które doprowadziły mnie do łez. Nie zakładałam sobie tego, ale wyszło to samo tak jakoś. Naturalnie. A, no i obiecałam sobie wybrać tylko po jednym utworze danego artysty, mimo że kusiło, żeby zawrzeć trzy, cztery. A to jest stanowczo za dużo. Więc musiałam się zebrać w sobie i podjąć te jakże trudne decyzje.

Dobrze, zaczynajmy.


#1 Brian Eno - The Big Ship


Towarzyszy mi od roku 2011, kiedy to obejrzałam "Nostalgię Anioła", totalny gniot na podstawie naprawdę dobrej książki z utworem, który miał ogromny wpływ na to, czego słuchałam później. Tu zaczęła się moja ambientowa droga. Towarzyszył mi w dobrych momentach i złych, był soundtrackiem do życia, do czytanych książek i jazdy pociągiem. Użyty też w mojej ulubionej scenie z "Earl, Ja i Umierająca Dziewczyna". Oglądałam go w pociągu i ryczałam jak bóbr, ale who cares.

Ah, najważniejsze. Prawie zawsze mam dreszcze, kiedy go słucham.



#2 Sigur Rós - Vaka


Szósta klasa podstawówki. Moje pierwsze zetknięcie z nimi, z muzyką i kulturą islandzką. W tym momencie wybuchła moja przeogromna, nieskończona, niezmienna obsesyjna miłość do Skandynawii, a szczególnie Islandii i wszystkiego co islandzkie. W dobie wszechobecności tego lądu, tanich lotów do Keflavika/u, śmiesznych islandkich teledysków (wcale nie mam tutaj na myśli Natalii Przybysz i Królowej Śniegu, WCALE) i generalnej ekscytacji troszkę to osłabło i zamieniło się na pewien czas w niechęć. Ale i tak wraca. Stara miłość nie rdzewieje. Przynajmniej w tym przypadku. Na dwóch koncertach ryczałam znowu jak bóbr i nie zapomnę ich do końca życia i mojej kilkusekundowej rozmowy z Jónsim. Zdążyłam mu wyznać miłość i poprosić żeby grał do końca świata. Czuję się spełniona.



#3 CocoRosie -Terrible Angels


Pierwsza gimnazjum, to czasy kiedy byłam smutną i ponurą nastolatką, czego bardziej się wstydzę niż jestem z tego dumna. Chociaż powinnam po prostu być neutralna, no ale jakoś tak nie lubię tego czasu. Słuchałam wtedy dużo dużo muzyki, chyba najwięcej i jak coś mi się spodobało to słuchałam tego w kółko przez całe dni i tygodnie. I tak było z tą piosenką, a później z tą płytą CocoRosie. Moje pierwsze lołfajowe odkrycie i wciąż wielbię je całym sercem. A koncerty to czyste piękno, cudowne doświadczenie i uczta dla oczu i uszu. Właściwie to co ja widziałam na Zamku w Poznaniu to nie był koncert, to bardziej spektakl.



#4 Portishead - Roads



 Oprócz tego, że ponadczasowy, to jeden z najbardziej rozdzierających i łamiących serce utworów świata. Tutaj poznałam trip hop i Bristol i resztę chłopaków stamtąd. Beth Gibbons, Ty śpiewasz tak, że mi ściska gardło i paraliżuje ciało. Mam takie wspomnienie kiedy byłam gówniakiem, że moja siostra (jest 13lat starsza) puszczała ten utwór i kiedy po latach znowu go usłyszałam wiązał się silnie z dzieciństwem a ja nie wiedziałam dlaczego. Swoją drogą bardzo ciekawe to jest, że Portishead, Massive Attack, Tricky, że te żywe legendy, robiące tak niesamowite rzeczy, że oni wszyscy pochodzą z Bristolu. Dlatego chciałabym tak kiedyś pojechać i zobaczyć, co to jest za miejsce.



#5 Keaton Henson - Lying To You 


Gdyby ktoś zapytał się mnie o moje ukochane albumy, bez zastanowienia jako jeden z pierwszych wymieniłabym "Romantic Works" Keatona, ale to jednak od "Lying To You" wszystko się zaczęło. Kojarzy mi się z poznańskimi wieczornymi tramwajami i życiem na Śródce. Gorzko-przyjemnie.



#5 The Antlers - Kettering 


Moment, w którym poznałam ten album, a w szczególności ten utwór był jak otworzenie oczu bo długim czasie snu. Albo jakby mnie ktoś zdzielił w łeb. Chyba tak, to jest najlepsze porównanie. Długo przed i po nic tak mnie nie dotknęło. To jest taki majstersztyk, jakby ktoś włożył swoje najgłębsze emocje i uczucia i chciał obarczyć tym słuchaczy no i udało mu się to. Tym bardziej śmieszy mnie, że odkryłam go przy bardzo prozaicznej czynności, bo przy przedświątecznym grudniowym myciu okien. I do końca życia trochę będzie mi się z tym kojarzyć. Więc śmiało mogę powiedzieć, że dla mnie święta brzmią "Hospice" The Antlers.



#6 Archive - Again


Tutaj znowu odzywa się moja starsza siostra, moje dzieciństwo i trójkowe nocne audycje. Archive i Again chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, bo to rochę taki szlagier muzyki alternatywnej że tak się wyrażę. Albo nawet jak ktoś nie wie, że zna, to jak mu się odtworzy, okazuje się, że kojarzy. I -  tak - zawsze słucham tej skróconej wersji.



#7 múm - grasi vaxin göng 


Wtedy dowiedziałam, że oprócz Sigur Rós jest jeszcze inna islandzka muzyka:) A głos Kristin Anny jest jak miód dla moich uszu. Bardzo żałuję, że nie tworzy już z mum i bardzo mi jej brakuje w nowych utworach.



#8 Sea Oleena - Untitled


Oprócz tego, że ma głos jakby śpiewała z innego wymiaru (strasznie słabe porównanie, ale nie umiem porównać tego do niczego innego), to zawsze i do teraz fascynuje mnie jej wizerunek i aura tajemniczości, którą wokół siebie rozpościera. Tylko nie mogę wybaczyć jej tego, że zaprzestała tworzenia. A przynajmniej ja już nie mogę się na nią nigdzie natknąć. Poza tym ten utwór brzmi jak wakacje sto lat temu i jakbym słuchała go pod wodą..



#9 Cat Power - The Greatest


My Blueberry Nights i The Greatest Cat Power. Kto nie widział ten nie zrozumie jak idealne jest to połączenie. To była fascynacja od pierwszego posłuchania i pierwszego wejrzenia. Kilka lat później kupiłyśmy z Darią bilety na jej koncert (na którym swoją drogą Cat miała być supportem Atmos for Peace, ale tak naprawdę szłyśmy tam dla niej), który ostatecznie się nie odbył, ale Cat zrobiła djset na Placu Wolności. A my, jako że stałyśmy w pieszym rzędzie to poczęstowała nas tequilą i pozwoliła wejść na scenę i potańczyć razem z nią. Nie zapomnę tego.



#10 Gem Club - 252


Zastanawiałam się, czy ten utwór spełnia wymagania tej listy, bo owszem, jest dla mnie ponadczasowy, ale są momenty kiedy bardzo boję się go słuchać i unikam go bo po prostu kojarzy mi się tak przykro, że nawet nie chcę tego wspominać. Ale jest tak piękny,  że czasem muszę.


____________________________________________________________________

Część pierwsza i ta pompatyczna, ze smutnymi piosenkami obarczonymi milionem wspomnień za nami. Kontynuacja będzie nieco lżejsza.
Dziękuję za wspólną podróż po dźwiękach. dobranoc.