piątek, 30 czerwca 2017

#36


Dziwnie jest powiedzieć: ostatni raz byłam na Openerze 6 lat temu:oo ale to prawda tak było. I w tym roku na jeden dzień się wybrałam. Bo Radiohead. Bo Kiwanuka. Bo James Blake. W ten sam dzień.
Moje przemyślenia i emocje ewoluowały przez cały mój pobyt na festiwalu. Od czilu, bo rosnące wkurwienie, po katharsis.
Tak sobie myślę, że nie można zbyt wiele oczekiwać od koncertów festiwalowych, a na pewno nie myśleć o nich rzeczy typu 'ma szansę być koncertem życia'. Nie jesteś w stanie przeżyć prawdziwie emocjonalnie kilku koncertów w ciągu jednego dnia, szczególnie jeżeli są one dla Ciebie ważne. Nie docenisz tego. Poza tym zbyt wiele osób obok może okazać się totalnie niezainteresowanymi tym, co się dzieje właśnie na scenie. Będą głośno rozmawiać, palić pety w ciasnocie tłumu, wylewać na siebie i innych browary, te rozcieńczone 300ml za dziewiątkę. A obok nich będą przeciskać się inne ludzie, to w jedną to w drugą stronę, równie mający w dupie Twój odbiór i położenie. Strasznie byłam zła, potem było mi zwyczajnie przykro, a potem się z tym pogodziłam i było już całkiem przyjemnie. Chociaż szczerze mówiąc, z całego dnia najbardziej podobało mi się, kiedy o 3 nocy po krótkiej drzemce w festiwalowym kinie poszliśmy na beatstage, gdzie były ostatnie niedobitki i jakaś didżejka. Było megasuper! I tutaj też pewna rzecz, której nie byłam pewna ale którą w końcu skonfrontowałam i teraz wiec o sobie więcej i jakie wybory podejmować: nie lubię wielkich festiwali i jak jest mnóstwo ludzi. No, na to by wychodziło. AAAA no i jak to jest możliwe, że o 4 wszystko już jest pozamykane i wieje pustką????? Gdzie Ci wszyscy ludzie, te kilkudziesięciotysięczne tłumy?????????
 NIE MA, SPAĆ POSZŁY

Ogólny bilans: no spoko, ale następnym razem wybieram offa. Albo pojedyncze koncerty.

czwartek, 15 czerwca 2017

#35



A i mam takie przemyślenie jedno które chciałabym zapisać.
Ponieważ nie uważam siebie za wulkan pozytywnej energii i bliżej mi do nostalgiczno-smutnego człowieczka co się wzrusza jak widzi małe pieski kotki albo dzieci, albo jak zobaczy reklamę Allegro albo Edeki albo jakiś film teledysk czy piosenkę usłyszy. Albo mu się coś przypomni. I czasami to działa bezinwazyjnie a czasami nagle smutnieję i taka już pozostaję. No i ok super, że mam takie bogate życie wewnętrzne i czuję się taka samoświadoma plepleple. Ale tutaj pojawia się pytanie: czy mam prawo wychodzić z moim beznadziejnym nastrojem do innych ludzi i być taka dla nich? To się równa być bierna, to się równa jestem smutna to niech wszyscy do mnie zagadaują odzywają się ale ja nie, niech oni mnie zabawiają podtrzymują rozmowę a ja nie. Niech oni się wysilają a ja nie, Odpowiedź  brzmi: TAK NIE MOŻNA. Nie można być takim cierpiętnikiem i egoistą i nie dawać nic innym od siebie, albo jak dawać to tylko naburmuszoną minę albo nieobecność wymowną. No i stiwerdziłam że koniec tego i że tak nie można i nie można się nad sobą użalać. I zwyczajnie na świecie zaczęłam się starać.
Nie było tak trudno jak myślałam. I ten szczęśliwy brzuszek to chyba z tego powodu
(Ciekawe jak długo tak będzie ale mam nadzieję że długo)

_________________________________________________________________________________

 wywołałam kolejną klisze czarno-białą i będę ją dawkować małymi dawkami bo bardzo ją lubię





wtorek, 13 czerwca 2017

#34

Najbardziej lubię robić zdjęcia ludziom.
Chociaż czasem wątpię i zastanawiam się czy nie psom








hmmmmmmmmmmm

niedziela, 11 czerwca 2017

#33


Ta piosenka to późne wakacje, wrześniowe. 
I takie poczucie motylków w brzuchu, to znaczy że bardzo mi się podobało i że mnie wzruszyła. No a te wakacje, one pachniały lasem i niemieckim powietrzem, spacerami z psem i spacerami po A do szkoły i trochę też znużeniem i tęsknotą. I to wszystko było wtedy przyjemno-gorzkie, trochę chciałam już końca a trochę nie chciałam wracać. 
I tak jest do teraz, zawsze mam tak kiedy skądś wyjeżdżam albo się wyprowadzam. Mimo że tego chcę to towarzyszą mi takie kruche uczucia i one pytają czy na pewno. Tak miałam kiedy wyprowadzałam się z bursy, mimo że bardzo bardzo tego oczekiwałam, kiedy wyprowadzałam się z domu, ze Śródki, z Pomorskiej. Zawsze czekam tych końców z niecierpliwością, a kiedy nadchodzą panikuję. Że niedostatecznie wykorzystałam ten czas. I trochę też odnajduję przyjemność w tej nostalgii. Ale w sumie to mogłabym kiedyś przestać podświadomie doprowadzać do ciągłych zmian i pożegnań. I znaleźć swoje miejsce.

wtorek, 6 czerwca 2017

#31

Czy
kiedy człowiek
chciałby
sobie zrobić
przerwę
od
swojego życia
to
czy to

źle??

foto: Ryszard Budnik

niedziela, 4 czerwca 2017