wtorek, 24 października 2017

#66

+ piosenka z "A Ghost Story", jednego z najbardziej intymnych obrazów jakie widziałam w ostatnim czasie i o którym wciąż myślę.

 

poniedziałek, 23 października 2017

wtorek, 17 października 2017

piątek, 13 października 2017

#63

Nierzadko w tramwajach, samolotach, pociągach czy innej komunikacji miastowej, międzymiastowej, międzykrajowej widzę ludzi świetnie bawiących się ze swoją muzyką na słuchawkach albo takich, którzy są tak zasluchani że przegapiaja stacje, na której mają wysiąść. I wtedy zastanawiam się co oni tam w słuchawkach mają i zżera mnie ciekawość. I wyobrażam sobie, że każdy słuchacz ma nad swoją głową dymek z wykonawcą i słuchanym utworem. I może akurat to będzie osoby siedzącej obok najukochańsza piosenka albo z jakichś powodów ważna i wtedy można podejść do takiego kogoś i wymienić się wrażeniami. I może dałoby to początek pięknym znajomościom? Nigdy nie byłam wielką fanką tych nowych technologii, VRów i innych takich bo zwyczajnie się ich boję. Ale gdyby ktoś wymyślił pewnego dnia apkę muzycznych dymków, to bym się bardzo cieszyła.

Ja np. ostatnio jeżdzę i uśmiecham się do siebie, słuchając Pauli i Karola

Albu wzruszam przy Sigur Rós

I mam ochotę śpiewać do Ennio Morricone


środa, 11 października 2017

#62

Czytałam jakiś czas temu bardzo fajny Słownik Nieoczywistych Smutków, który w zasadzie jest tłumaczeniem The Dictionary of Obscure Sorrows. Można zobaczyć o tu:

w oryginale
 http://www.dictionaryofobscuresorrows.com/

i tłumaczenie
http://myslnikstankiewicza.pl/slownik-nieoczywistych-smutkow/

http://myslnikstankiewicza.pl/slownik-nieoczywistych-smutkow-ii/

Oprócz tego pan Stankiewicz postanowił nie próżnować i dodać coś od siebie
http://myslnikstankiewicza.pl/kilka-smutkow-wlasnych/


Zainspirowana owym tematem sama postanowiłam spróbować swoich sił w nazywaniu i definiowaniu moich nieoczywistych smutków, które od czasu do czasu się pojawiają.
I tutaj mam pierwszy:

Nazwa którą kiedyś wymyślę
Jest wtedy, kiedy nareszcie człowiek ma chwilę dla siebie, trochę wolnego czasu. Ma tyle różnych znakomitych sposobów na spożytkowanie tych kilku chwil, że zaczyna być to przytłaczające. I po jakimś czasie przytłacza tak bardzo, że nie chcemy robić nic innego oprócz zaszycia się pod kołdrą i zaśnięcia tak, żeby nic z tego nie pamiętać i żeby nikt nas nie znalazł. Potem gdy człowiek się budzi, ma poczucie zmarnowanego czasu i wyrzuty sumienia.


niedziela, 8 października 2017

#61

Okąd pamiętam za Zespół Mojego Życia uważałam Sigur Rós.
Pamiętam pierwszy raz nawiasy i Vakę i wtedy tak naprawdę dowiedziałam się co to są dreszcze i muzyczne wzruszenia (patos). Pamiętam pierwszy koncert i drugi i emocje im towarzyszące. I pamiętam niektóre zapachy i momenty związane z pojedynczymi utworami. Pamiętam Heimę i Marzenie O Islandii, które wtedy wydawało się tak odległe i abstrakcyjne i pamiętam jak lądowałam tam kilka lat później z Sigur Rós na słuchawkach. Może to głupie, ale nawiasy miały ogromny wpływ na to jakie decyzje podejmowałam, jaką wrażliwość mam teraz i gdzie jestem teraz i z kim jestem. Nie będę się rozdrabniać, ale wierzcie mi na słowo.

AŻ TU NAGLE

po milione lat mam coś podobnego.

Długo musiałam czekać, ale wychodzi na to, że teraz mam ich dwóch. Dwa Zespoły Życia.

Kosuke Anamizu, kocham Cię i całą Twoją Twórczość, ale Moshimoss to jest mistrzostwo świata.