czwartek, 14 września 2017

#54 historia jednego zdjęcia

Mieliśmy w Zbąszynku taką znajomą, przyjaciółkę rodziny w wieku moich dziadków i ona była trochę jak babcio-koleżanka, jak byłam mała to chodziłam do niej na lekcje fortepianu albo skrzypiec i takie tam. Ale w sumie te lekcje z czasem przestały mi być potrzebne, mimo wszystko kontynuowałyśmy nasze spotkania, które przybrały formę bardziej towarzyską i czasami lekcje się nie odbywały albo odbywały się krótko, bo piłyśmy herbatę i jadłyśmy ciasta i oglądałyśmy "Modę na sukces", albo robiłyśmy inne ciekawe rzeczy. I tak przez wiele lat.
No i ta Pani kilka dni temu umarła i dziwnie się z tym czuję. Może to zabrzmieć pompatycznie, ale nigdy nikt bliższy mi nie umarł.
Wtedy też zaczęły mi się przypominać różne rzeczy z nią związane, m.in kiedy dwa lata temu w poznańskim szpitalu zrobiłam jej zdjęcie z koleżanką z pokoju. Obiecałam wtedy tej drugiej Pani, że kiedy wywołam kliszę wyślę jej to zdjęcie na adres który mi podała.
Miesiące mijały, a ja znajdywałam różne wymówki żeby nie wysyłać tego zdjęcia, bo nie mogłam znaleźć adresu albo nie miałam go pod ręką. Albo po prostu mi się nie chciało, totalne głupoty.
No i życie biegło i biegło aż w końcu teraz, po dwóch latach popchnięta niedawnymi wydarzeniami zdecydowałam się wysłać to zdjęcie.
Tylko że w googlach znalazłam informację, że ta Pani też umarła. Rok wcześniej. I że w zasadzie to po ptokach i po prostu nie wywiązałam się z obietnicy.


Ale chyba i tak je wyślę.

Maj, 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz